Czy mogę z tym jechać? jedno z częstszych pytań które słyszymy podczas rozmowy telefonicznej. Bardzo często klienci podają przez telefon pewne objawy które zaobserwowali w swoich autach podczas eksploatacji. Czasami błahe czasami poważne, jednak diagnostyka „przez telefon” pozostawia spore ryzyko, a oto przykład:
Podczas rozmowy przez telefon klient poinformował nas o wycieku płynu chłodniczego, oczywiście dalsza jazda bez płynu skończyła by się po kilku kilometrach, jednak jedne wycieki są drobne i ubytki niewielkie a regularnie kontrolując poziom chłodziwa można awaryjnie kawałek przejechać. W tym przypadku wyciek był duży jednak nie on sam a przyczyna jego wystąpienia była bardzo poważna. Auto trafiło do nas w jedyny słuszny sposób czyli na lawecie. Ponieważ poziom oleju był w normie a klient powiedział że auto zgasił sam, uruchomiliśmy silnik na chwilę. Bardziej od braku płynu zaniepokoiła nas nierówna praca. Po wstępnych oględzinach okazało się że „ktoś zdjął” jeden z węży chłodniczych. Jednak jego umiejscowienie w komorze silnika uniemożliwiało jakąkolwiek ingerencje w niego bez wjeżdżania na podnośnik. Po pomiarze kompresji silnika okazało się że na jednym z cylindrów nie ma jej wcale. Dopiero po zdjęciu głowicy poznaliśmy przyczynę pozornie małej awarii, pęknięta tuleja cylindra. Sprężane przez tłok powietrze dostawało się do płaszcza wodnego, „pompując” układ chłodzenia do chwili aż jeden z węży zsunął się ze swojego miejsca, uwalniając płyn. Niestety jedyne co można zrobić w takiej sytuacji to wymiana silnika. Poniżej kilka fotek